poniedziałek, 6 stycznia 2014

spotkanie trzeciego stopnia z drugim dnem.06/01/2014

Styczniowe późne popołudnie, ciemne i nadzwyczaj ciepłe zachęcało do marszu z Kwiatowej na Rondo Śródka. Ostatni dzień długiego weekendu.
Szła żwawym krokiem, nie zważając na nikogo i na nic. No może poza psimi ekskrementami na chodniku.
Wsłuchana w leniwy puls tej części miasta. I w rytmiczne walenie obcasów kozaków o granitowy bruk Starego Rynku. Zaczęła układać w głowie swoją własną muzykę. A że jest muzyczną kaleką ... Skończyło się na brukowym takcie.
Skręciła w jedną z tych starych uliczek prowadzących z Rynku w kierunku Chwaliszewa. Nagle, z podcieni narożnej kamienicy wyłoniła się niewysoka, męska postać. Przeszedł na tyle blisko niej, że musiała przystanąć, by uniknąć zderzenia. Mężczyzna, niższy, niż polskie normy przewidują, nerwowo poprawiając okulary na nosie zagaduje:
"Przepraszam Panią." - nie brzmiało to ani jak przeprosiny za wyrządzoną krzywdę, ani na jakikolwiek sposób nawiązania kontaktu. Po prostu stwierdzenie.
Ona - milczy.
"Nie chce od pani pieniędzy." - znów stanowcze stwierdzenie i nerwowe dociskanie okularów do nasady nosa.
Ta, nie ze mną te numery, Brunner - pomyślała, jednak nadal milczy.
"Jestem bezdomnym. Czy mogłaby mi pani kupić coś do jedzenia?"
Facet mówił na tyle konkretnie, jakby silnie zestresowany aplikował na ważne stanowisko w poważnej firmie i starał się zrobić dobre wrażenie. Każde zdanie było ucięte równo z ostatnią literą. Nic nie zaciągał.
Popatrzyła na niego chwilę szeroko otwartymi oczami. I starając się skaleczyć swój ojczysty język, odpowiedziała kręcąc głowa:
"Przepraszam, nie mówię dobrze po polsku."
Społeczeństwo ludzkie to jednak bywa okrutne. Globalizm, debilizm i każdy inny kataklizm doprowadza do lizy podstawowej komórki społecznej. Nawet będąc bezdomnym, trzeba być kompetentnym. Trzeba mieć silę przebicia i perswazji. Trzeba nieustannie badać rynek, by wiedzieć, gdzie i o jakiej porze najlepiej stanąć i kogo zaczepić. Znajomość języków, chociażby jednego z 6909 istniejących, czy nawet migowego, zwiększa szanse na sukces, ale go nie gwarantuje.
Możesz mieć nie wiadomo jaką charyzmę, władać wszystkimi dialektami świata, ale jeśli drugi człowiek ci nie pomoże, to stoisz tak jak stałeś. Zupełnie sam. Z rozsznurowanymi butami. W rynsztoku. Z pustym brzuchem.
I pozostaje ci tylko kolejny raz próbować naiwnie uwierzyć w człowieczeństwo.

[żeby nie było: jakiś czas temu, na tej samej ulicy, lecz w znacznie mroźniejszy dzień kupiłam bezdomnemu ciepły posiłek w pobliskim barze]




piątek, 3 stycznia 2014

gorączka nadeszła, gdy juz wszystko zostało dawno spalone. chłód oczu dogasza żar.
niedokończona sympatia.