październik był miesiącem zmian.
słowa stają się wspomnieniami.
milczenie nabiera lekkości.
pozostają zapiski.
piątek, 31 października 2014
czwartek, 23 października 2014
23/10/2014
Śniłam o Tobie niemal każdej nocy tym tygodniu
Odnalazłam pewną piosenkę, która w jakiś sposób sprawia, że myślę o Tobie. I słucham jej w kółko. Dopóki nie zasnę, rozlewając drinki na moją kanapę.
Myślałaś kiedykolwiek o tym, by zadzwonić, kiedy trochę wypiłaś? Bo ja mam tak zawsze.
Być może jestem zbyt bardzo zajęta chęcią bycia Twoją, aby zakochać się w kimś nowym. Teraz to przemyślałam. Wlokąc się z powrotem do Ciebie. Zastanawiałem się, czy Twoje serce jest wciąż otwarte. A jeśli tak, chcę wiedzieć, kiedy je zamkniesz.
Wlokę się z powrotem do Ciebie
Odnalazłam pewną piosenkę, która w jakiś sposób sprawia, że myślę o Tobie. I słucham jej w kółko. Dopóki nie zasnę, rozlewając drinki na moją kanapę.
Myślałaś kiedykolwiek o tym, by zadzwonić, kiedy trochę wypiłaś? Bo ja mam tak zawsze.
Być może jestem zbyt bardzo zajęta chęcią bycia Twoją, aby zakochać się w kimś nowym. Teraz to przemyślałam. Wlokąc się z powrotem do Ciebie. Zastanawiałem się, czy Twoje serce jest wciąż otwarte. A jeśli tak, chcę wiedzieć, kiedy je zamkniesz.
Wlokę się z powrotem do Ciebie
wtorek, 14 października 2014
14/10/1989
Ale żyłem z myślą, że jest jakoś późny sierpień może
Wczesny wrzesień, ale mimo wszystko lato w pełni
A tu jesień mi gruchnęła przez grzejnik
Taki wyrok bez sądu, bez prokuratorów
Następna jesień, strach pomyśleć która to już
Bez zapowiedzi, bez jednego słowa wcześniej
Szczecińskie Ciepłownictwo mnie doświadczyło tak boleśnie
Tli się, ale już gaśnie płomyk dla mnie
I tak strasznie boli, że czas mnie goni nieustannie
Wczesny wrzesień, ale mimo wszystko lato w pełni
A tu jesień mi gruchnęła przez grzejnik
Taki wyrok bez sądu, bez prokuratorów
Następna jesień, strach pomyśleć która to już
Bez zapowiedzi, bez jednego słowa wcześniej
Szczecińskie Ciepłownictwo mnie doświadczyło tak boleśnie
Tli się, ale już gaśnie płomyk dla mnie
I tak strasznie boli, że czas mnie goni nieustannie
wtorek, 19 sierpnia 2014
niedziela, 22 czerwca 2014
poniedziałek, 19 maja 2014
wtorek, 13 maja 2014
czwartek, 17 kwietnia 2014
czwartek, 10 kwietnia 2014
wtorek, 8 kwietnia 2014
piątek, 4 kwietnia 2014
wtorek, 1 kwietnia 2014
czwartek, 27 marca 2014
poniedziałek, 24 marca 2014
czwartek, 20 marca 2014
środa, 19 marca 2014
wtorek, 4 marca 2014
środa, 26 lutego 2014
niedziela, 23 lutego 2014
poniedziałek, 17 lutego 2014
Mrok wieczorny. Krótko po 20.
Szła dziarskim krokiem. W silnym blasku księżyca ul. Szewska błyszczała wilgotnym brukiem i kilkoma twarzami przelewającymi się w kierunku Starego Rynku. Odgłosy uspokajającego się miasta były rozrywane strzępami rozmów. W bramach kamienic przesiąkniętych stęchłym zapachem obiadów i myszy kryli się przed wzrokiem przechodniów platoniczni kochankowie.
Niespodziewanie z jednej z nich wyszedł on. Szczupły, nieco przygarbiony. Pachnący ostrą wonią moczu i potu.
Rytmiczny dźwięk gumowych podeszew jej trzewików nagle ustał. Zastąpił go szybsze bicie serca i płytszy oddech. Zbliżył się o krok. Jego oczy o mętnym spojrzeniu były najbardziej bystrym elementem na tym tępym obliczu troglodyty.
Gdy rozwarł prawie bezzębną otchłań ust zdawało się czuć zapach fermentacji. Bełkotliwe słowa które z nich wypadły bezwiednie potoczyły się po bruku:
- HEJ MAŁA, SKOCZYMY NA DRINKA?
Serce z pozycji międzypłucnej podeszło jej do krtani. Przez szczelinę zdołało przedostać się tylko:
NIE DZIŚ KSIĄŻĘ, ZA CHWILĘ KAROCA ZMIENI SIĘ W DYNIĘ.
Szła dziarskim krokiem. W silnym blasku księżyca ul. Szewska błyszczała wilgotnym brukiem i kilkoma twarzami przelewającymi się w kierunku Starego Rynku. Odgłosy uspokajającego się miasta były rozrywane strzępami rozmów. W bramach kamienic przesiąkniętych stęchłym zapachem obiadów i myszy kryli się przed wzrokiem przechodniów platoniczni kochankowie.
Niespodziewanie z jednej z nich wyszedł on. Szczupły, nieco przygarbiony. Pachnący ostrą wonią moczu i potu.
Rytmiczny dźwięk gumowych podeszew jej trzewików nagle ustał. Zastąpił go szybsze bicie serca i płytszy oddech. Zbliżył się o krok. Jego oczy o mętnym spojrzeniu były najbardziej bystrym elementem na tym tępym obliczu troglodyty.
Gdy rozwarł prawie bezzębną otchłań ust zdawało się czuć zapach fermentacji. Bełkotliwe słowa które z nich wypadły bezwiednie potoczyły się po bruku:
- HEJ MAŁA, SKOCZYMY NA DRINKA?
Serce z pozycji międzypłucnej podeszło jej do krtani. Przez szczelinę zdołało przedostać się tylko:
NIE DZIŚ KSIĄŻĘ, ZA CHWILĘ KAROCA ZMIENI SIĘ W DYNIĘ.
czwartek, 6 lutego 2014
Nie wiem, czy mogę odpowiedzieć na tak tendencyjne pytanie, bowiem moja wysublimowana delikatność połączona z niezaprzeczalnym wdziękiem i urokiem osobistym oraz nietuzinkowa elokwencja i erudycja, a także niebanalne poczucie humoru mogłaby wywołać u ciebie syndrom wstrząsu anafilaktycznego. A tego chciałabym uniknąć.
Percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszego prowadzenia tejże konwersacji, ponieważ egzystujesz w dołku intelektualnym, co stanowi brodzik w oceanie moich potrzeb filozoficznych.
Ta nieadekwatność aktualnie koliduje z moimi imperatywami, dlatego dochodzę do konkluzji, iż twoja dezaprobata owego stanu jest absolutnie awykonalną abstrakcją.
Kwintesencją mojej wypowiedzi nich będzie fakt, iż wynik tejże konwersacji nie będzie miał wpływu na pozytywną aurę i moje wyśmienite samopoczucie.
!
Percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszego prowadzenia tejże konwersacji, ponieważ egzystujesz w dołku intelektualnym, co stanowi brodzik w oceanie moich potrzeb filozoficznych.
Ta nieadekwatność aktualnie koliduje z moimi imperatywami, dlatego dochodzę do konkluzji, iż twoja dezaprobata owego stanu jest absolutnie awykonalną abstrakcją.
Kwintesencją mojej wypowiedzi nich będzie fakt, iż wynik tejże konwersacji nie będzie miał wpływu na pozytywną aurę i moje wyśmienite samopoczucie.
!
niedziela, 12 stycznia 2014
poniedziałek, 6 stycznia 2014
spotkanie trzeciego stopnia z drugim dnem.06/01/2014
Styczniowe późne popołudnie, ciemne i nadzwyczaj ciepłe zachęcało do marszu z Kwiatowej na Rondo Śródka. Ostatni dzień długiego weekendu.Szła żwawym krokiem, nie zważając na nikogo i na nic. No może poza psimi ekskrementami na chodniku.
Wsłuchana w leniwy puls tej części miasta. I w rytmiczne walenie obcasów kozaków o granitowy bruk Starego Rynku. Zaczęła układać w głowie swoją własną muzykę. A że jest muzyczną kaleką ... Skończyło się na brukowym takcie.
Skręciła w jedną z tych starych uliczek prowadzących z Rynku w kierunku Chwaliszewa. Nagle, z podcieni narożnej kamienicy wyłoniła się niewysoka, męska postać. Przeszedł na tyle blisko niej, że musiała przystanąć, by uniknąć zderzenia. Mężczyzna, niższy, niż polskie normy przewidują, nerwowo poprawiając okulary na nosie zagaduje:
"Przepraszam Panią." - nie brzmiało to ani jak przeprosiny za wyrządzoną krzywdę, ani na jakikolwiek sposób nawiązania kontaktu. Po prostu stwierdzenie.
Ona - milczy.
"Nie chce od pani pieniędzy." - znów stanowcze stwierdzenie i nerwowe dociskanie okularów do nasady nosa.
Ta, nie ze mną te numery, Brunner - pomyślała, jednak nadal milczy.
"Jestem bezdomnym. Czy mogłaby mi pani kupić coś do jedzenia?"
Facet mówił na tyle konkretnie, jakby silnie zestresowany aplikował na ważne stanowisko w poważnej firmie i starał się zrobić dobre wrażenie. Każde zdanie było ucięte równo z ostatnią literą. Nic nie zaciągał.
Popatrzyła na niego chwilę szeroko otwartymi oczami. I starając się skaleczyć swój ojczysty język, odpowiedziała kręcąc głowa:
"Przepraszam, nie mówię dobrze po polsku."
Społeczeństwo ludzkie to jednak bywa okrutne. Globalizm, debilizm i każdy inny kataklizm doprowadza do lizy podstawowej komórki społecznej. Nawet będąc bezdomnym, trzeba być kompetentnym. Trzeba mieć silę przebicia i perswazji. Trzeba nieustannie badać rynek, by wiedzieć, gdzie i o jakiej porze najlepiej stanąć i kogo zaczepić. Znajomość języków, chociażby jednego z 6909 istniejących, czy nawet migowego, zwiększa szanse na sukces, ale go nie gwarantuje.
Możesz mieć nie wiadomo jaką charyzmę, władać wszystkimi dialektami świata, ale jeśli drugi człowiek ci nie pomoże, to stoisz tak jak stałeś. Zupełnie sam. Z rozsznurowanymi butami. W rynsztoku. Z pustym brzuchem.
I pozostaje ci tylko kolejny raz próbować naiwnie uwierzyć w człowieczeństwo.
[żeby nie było: jakiś czas temu, na tej samej ulicy, lecz w znacznie mroźniejszy dzień kupiłam bezdomnemu ciepły posiłek w pobliskim barze]
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)



