poniedziałek, 17 lutego 2014

Mrok wieczorny. Krótko po 20.
Szła dziarskim krokiem. W silnym blasku księżyca ul. Szewska błyszczała wilgotnym brukiem i kilkoma twarzami przelewającymi się w kierunku Starego Rynku. Odgłosy uspokajającego się miasta były rozrywane strzępami rozmów. W bramach kamienic przesiąkniętych stęchłym zapachem obiadów i myszy kryli się przed wzrokiem przechodniów platoniczni kochankowie.
Niespodziewanie z
 jednej z nich wyszedł on. Szczupły, nieco przygarbiony. Pachnący ostrą wonią moczu i potu.
Rytmiczny dźwięk gumowych podeszew jej trzewików nagle ustał. Zastąpił go szybsze bicie serca i płytszy oddech. Zbliżył się o krok. Jego oczy o mętnym spojrzeniu były najbardziej bystrym elementem na tym tępym obliczu troglodyty.
Gdy rozwarł prawie bezzębną otchłań ust zdawało się czuć zapach fermentacji. Bełkotliwe słowa które z nich wypadły bezwiednie potoczyły się po bruku:
- HEJ MAŁA, SKOCZYMY NA DRINKA?
Serce z pozycji międzypłucnej podeszło jej do krtani. Przez szczelinę zdołało przedostać się tylko:
NIE DZIŚ KSIĄŻĘ, ZA CHWILĘ KAROCA ZMIENI SIĘ W DYNIĘ.

czwartek, 6 lutego 2014

Nie wiem, czy mogę odpowiedzieć na tak tendencyjne pytanie, bowiem moja wysublimowana delikatność połączona z niezaprzeczalnym wdziękiem i urokiem osobistym oraz nietuzinkowa elokwencja i erudycja, a także niebanalne poczucie humoru mogłaby wywołać u ciebie syndrom wstrząsu anafilaktycznego. A tego chciałabym uniknąć.

Percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszego prowadzenia tejże konwersacji, ponieważ egzystujesz w dołku intelektualnym, co stanowi brodzik w oceanie moich potrzeb filozoficznych.


Ta nieadekwatność aktualnie koliduje z moimi imperatywami, dlatego dochodzę do konkluzji, iż twoja dezaprobata owego stanu jest absolutnie awykonalną abstrakcją.

Kwintesencją mojej wypowiedzi nich będzie fakt, iż wynik tejże konwersacji nie będzie miał wpływu na pozytywną aurę i moje wyśmienite samopoczucie.

!